wtorek, 22 grudnia 2015

Dziś troszkę się opierdalam, więc piszę dalej:
*****************************************************************
Nie opowiadałam Wam o sobie, więc proszę:

Kobieta, 22 lata (no już tuż tuż), z jakimś tam doświadczeniem z substancjami o czym pisałam wcześniej.
Dziś po drodze ze spaceru (rano znowu 0,5 alpry i kawka, lubię kawę, a potem lufa mj) naszło mnie na refleksje, które musiałam zapisać na telefonie. A dotyczą one wcześniejszych moich przemyśleń i rozmów z koleżanką na temat tego,że to co robię być może jest złe. T|o tekst jaki zdążyłam napisać:
Nie wiem czy to źle i czy mnie niszczy. Wmawiałam sobie tak bo taka jest opinia innych. Ludzi, którzy nie są na trzeźwo załośnie nieogarnięci życiowo. Dlatego muszę się kryć z tym co robię i jest mi źle, że musze okłamywac bliskich. Bo to dla mnie teraz (z wyjątkiem mj) nie są narkotyki, tylko leki. Leki które mi pomagają. Czuję szczęście, wszystko jest piękne, ja zadowolona. Tylko jeden lek stosuję nie w celu jego przeznaczenia- kodeina jest przywbólowa (w przypadku mojego wyboru-thiocodinu jest nawet na kaszel), a ja używam jej na ból istnienia. Xanax i Clonazepam (którego już btw nie mam i nie zamierzam, chociaż był super przyjemny, świetnie się komponował z mj i alprą... i kodeiną) służą właśnie do poprawy życia. Inne rzeczy już raczej wypadną z mojego życia (np. DXM, czy takie zabawki jak DOC i homet bo na mnie nie działają), bo są zwyczajnie złe i szkodliwe (psychodeliki nie są xłe, ale te których próbowałam dały mi tylko bodyload nieprzyjemny i nic poza tym, ale nie neguję, są potężnymi substanjalmi mogącymi poprawić komfort życia jak się ich używa z głową).
Xanax postaram się brać doraźnie, w czasie kryzysu. Ale jak będę bez niego to wróci to moje wycofanie. Palić chcę tylko okazyjnie. Kodeinę też i to rządziej- nie częśniej niż raz na dwa tygodnie.

Zobaczymy jak się to wszystko potoczy.

************************************************************************
Koniec opowiadania.

Krótko, bo weny nie ma. Planów na dziś nie mam więc może coś skleję, a może podzielę się jakims przepisem xd albo polecę w muzykę. ALbo nic nie napiszę.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Krótka część opowiadania:

Wieczór, wzięłam xanax, prysznic, oraz buszka.Leżę właśnie w łóżku, ze słuchawkami i puszczam playlistę. Będzie super.

Ale ze mnie cham :) Nie przedstawiłam się ostatnio. Jestem studentką, niedługo się bronię.
Imienia nie zdradzę, ale jestem głupia i pewnie ono gdzieś się tam przewija, bo konto google założyłam już jakiś czas temu i nie wiem co zrobić, żeby na blogu tego nie było widać :(

Studiuję coś w mieście w którym mieszkam, ale nie w mieście w którym się urodziłam. Mieszkam z rodziną, nad czym ubolewam i postaram się to w najbliższym czasie zmienić.
Lubię muzykę (od bluesa, przez rock, reggae, klasyczną, wszystko można by rzec, bo cięższą też znoszę, oprócz metalu... nie znoszę jedynie disco polo). Muzykę raczej starą- lata 60te, 70te. W ogóle od zawsze moim marzeniem było urodzić się w latach 50tych-60ych w Stanach Zjednoczonych- zajebista muzyka, hipisi, dzieci kwiaty, LSD, marihuana. No i kraj wolny. Nasz wolny nie jest. Może i tak też nie i tak sobie tylko to wyidealizowałam, ale jednak wolę żyć marzeniami, wolę myśleć, że gdzieś tam jest lepiej i że kiedyś będę się mogła gdzieś przenieść.


Tutaj jako, że mało tekstu wrzucę obrazy z wczorajszej wystawy Beksińskiego na której byłam (Dlatego i moja bohaterka była, nie będę zmyślać takich rzeczy :D). Te, które najbardziej przypadły mi do gustu i które chętnie powiesiłabym sobie w pokoju do podróży :>
Część obrazu, która podoba mi się bardziej niż całość nawet


to ten obraz w całości

kolejna część obrazu, jednak obraz podoba mi się równie bardzo
Ten obraz
  














 To by było wszystko na dziś.

Będę pisać bloga, tak postanowiłam. To już któryś raz, ale tym razem może dłużej ten "projekt" będzie istniał. 
Blog głównie w formie dziennika, żeby nie zapominać rzeczy z życia, co mi się zdarza przez prowadzenie trybu życia jaki prowadzę, albo w formie opowiadań.
Zaczęłam już wcześniej, więc teraz wystarczy, że skopiuję.



Opowiadanie inspirowane rozmowami z ludźmi na pewnym forum (a styl pisania z punktu widzenia pierwszej osoby zawsze najbardziej mi odpowiadał):
*****************************************************************
Parę dni wcześniej: (wyjaśnienia dziwnych rzeczy na końcu)
17 grudnia 2015, czwartek.
Taki koleś, profesor z wydziału chemicznego (organicznej)strasznie mnie dzień wcześniej na kolokwium (dekstrozy i takie pierdoły)- to dygresja chyba, no ale nawiązując do tego chcę opisać jak spędziłam wieczór: seans Chirurdzy (odcinek jakoś z 4 sezonu 05 chyba), duszono w pokoju było pamiętam.
18 grudnia 2015, piątek
Dostałam pewną wiadomość, dobrą wiadomość. paczka na poczcie e mail :D z wiadomością, że dostałam 0,5 pkt z testu, babka od chemii się pomyliła i uznała złą odpowiedź jako poprawną. Ja zaznaczyłam niby złą, ale jak się potem okazało (tak mi mówili), że miałam rację J
Wieczorem seans z Chirurdzy, znowu dosyć duszno 450K jakoś (hehe politechnika), herbata z syropem klonowym (pycha). Musiałam tylko się na chwilę oderwać umyć naczynia. Spowrotem do łóżka i 1 odc chirurdzy (4X4|) x1 odc wcześniejszego, którego niedooglądałam kiedyś tam. Szybko czas zleciał, zasiedziałam się, to było jak jeden oddech.
19 grudnia 2015, sobota
Rano wstałam, coś koło 9-10. Wypiłam kawę, pościerałam kurze. Jakoś tak czas zleciał do koło 14 (ja wiem, tak mniej więcej). Wyszłam do Gośki (koleżanka taka xd) posiedzieć, wychodząc powiedziałam, że nie będę długo, ale mama powiedziała, żeby posiedzieć. Najpierw wstąpiłam do kolegi kolegi koleżanki (o kur) przybić piątkę. Potem wpadłam do Gośki- tam posiedziałam. Przypomniał mi się w trakcie drogi do Gośki odcinek z poprzedniego wieczora (XD). A był dość smutny btw. No i jak tak siedziałyśmy to poczułam smak syropu klonowego sprzed wyjścia z domu. Gośka pokazała mi kawałek swojej pracy o jakiejś roślince, ale już nie pamiętam jakiej, bo nie przepadam za takimi tematami- ziemia, robaki…nie. Jak tak siedziałyśmy to Gośka coś piła. Na moje pytanie co pije mówi, że drinka i pyta mnie czy chcę drinka czy sok. Powiedziałam, że sok, ale żeby przyniosła co tam ma, bo jej drink ma ciekawy kolor. Przyniosła grenadynę (sok jakiś). Na moje pytanie czy ma fazkę powiedziała, że tak, że na serio czuła, że jest pijana... W międzyczasie przyszła Kamila i Marek, przyjechali konkretniej. Wieczorem tego dnia oglądałam Chirurdzy w łóżku (fascynujące życie zwariowanej studentki), chociaż Kamila i Marek proponowali mi koncert w fajnym klubie, jednym z moich ulubionych w klimacie bluesowo-rockowym, czyli też moim… Nie poszłam, ale byliśmy wcześniej na zakupach z Markiem po buty i w macu (tzn. ja byłam w macu, oni w jakichś innych miejscach, bo maca mają dość-pracują tam, wszyscy gdzieś pracują, tylko ja się nigdzie nie nadaję). Odwieźli mnie do domu i tak się kończy dzień, wchodzę do łózka jak już mówiłam. odc 4x05. Nie wiem, może obejrzałam tylko jeden odcinek, ale może jeszcze ten nie dokończony odcinek z kiedyś włączyłam… ale już nie pamiętam..

20 grudnia 2015, niedziela
Wydaje się jakby to było wczoraj (mądra uwaga przyp. autor)
Wstaje o 9, bo się umówiliśmy, że jedziemy na tą wystawę Beksińskiego do Sanoka z Markiem i Kamilą. w aucie fajnie, cukierki klonowe dorwałam. Potem z Markiem pogadaliśmy o dziwnych rzeczach naturalnie. Z tyłu w samochodzie niestety siedziałam, obok mnie wisiała jakaś zielona koszula Marka. Ładne widoki były bardzo (bo koszula zasłaniała tylko jedno okno) W trakcie drogi zatrzymaliśmy się w maku i coś zjedliśmy. Po dojeździe na miejsce usiedliśmy na jakimś punkcie widokowym i podziwialiśmy widoki Sanoka. Dużo zieleni tam musi być w lecie, końcem wiosny. Ale wtedy było zimno i wiało. Weszliśmy do muzeum, gdzie była wystawa i muszę powiedzieć, że bardzo mi się spodobało. Byłam pod wrażeniem. Obrazów i samych tych replik mieszkania Beksińskiego. Było takie zwykłe, a widok nieinspirujący. Dlatego wyszłam z założenia że mógł coś brać. Coś co pobudzi Jego wyobraźnię. Te obrazy to super sprawa.  Niestety jakiś kretyn go zabił. Po drodze z muzeum wstąpiliśmy do maca na kawkę.
Wróciłam do domu koło 14-15. Atmosfera chujowa jak barszcz. Przeczekałam jakoś do wieczora i poszłam z kompem do łóżka, 1,5 albo 0,5 odcinka Grey’s Anatomy oglądnęłam (nie pamiętam czy tylko kończyłam jakiś poprzedni, czy potem zaczęłam nowy),  poszłam spać, wyspałam się. 

Tę historię powyżej musiałam napisać wcześniej, żeby nie zapomnieć i zniszczyć wersję papierową, którą napisałam w kalendarzu, o którym mowa później. Dziwne przenośnie to dlatego, że od początku nie chciałam pisać o wszystkim wprost, ale w trakcie stwierdziłam, że kogo ja chcę oszukać. Was nie znam, a sama wiem co robię. Nie robię też żadnych nielegalnych rzeczy, więc proszę, oto wyjaśnienie:

17 grudnia 2015, czwartek wieczór, koda na afterglow z dxm z dnia poprzedniego
18 grudnia 2015, piątek,  odbieram paczkę xan x30 i klon x3. Od razu o.5mg alpry, Wieczoram koda 450mg i klon podjęzykowo 2mg, mycie naczyń,  łóżko 1 mg alpry plus jakieś 0.5 (to co zostało ze zgniecenia przez kompa) sniffem.
19 grudnia 2015, sobota, potem do kolegi kolegi po 5 giet, w drodze do Gośki klon i xan, potem lufa. Wieczorem koda 450mg i może xan.
20 grudnia 2015, niedziela, w drodze do Sanoka w aucie klon i lufa z Markiem, Alpra, w Sanoku lufa, galeria. Po drodze spowrotem xan.
21 grudnia 2015, poniedziałek (dziś), pół xanaxu, lufa mj.
*********************************************************************************
Pierwsze opowiadanie, jak nie chcecie, nie czytajcie, jest o uzależnionym człowieku, ale nie wolno nikogo pochopnie oceniać. Ja tak nie robię :) Uważam, że wszystko jest dla ludzi. Jeżeli pijecie alkohol albo palicie papierosy, a tutaj macie przemyślenia, że człowiek ten jest zwykłym narkomanem to jesteście hipokrytami. Oczywiście przyznaję, że ilości spożywane są znaczne, ale dajmy człowiekowi szansę :)
*****************************************************************
Kolejna część opowiadania:
Już nie parę dni wcześniej.
21 grudnia 2015, poniedziałek, dziś.
Wstałam koło 8:30/9, wypiłam kawę i sok i zjadłam pół xanaxu. Wszyscy są w pracy, brat był w domu. Ja wyszłam na zakupy na obiad (chilli będzie- teraz  jak już to piszę, to mogę powiedzieć, że było), ale wstąpiłam też na szmaty (kupiłam spodnie, dwie bluzki i sweter). Jak wróciłam to brata już nie było, więc pozwoliłam sobie na zapalenie lufy. Zauważyłam, że ktoś urwał taki plastikowy element od okna. Próbowałam go przykleić (klej jest w tym „wazoniku” po Babci) i podłożyłam kalendarz na parapecie pod miejsce w którym element odpadł. Parę kropli kleju wylało się na ten kalendarz, 3 konkretnie. Mogłam poczekać aż klej wyschnie, ale jestem głupia i zaczęłam ścierać chusteczką.(informację tę kompletnie nieistotną napisałam w owym nieszczęsnym kalendarzu, żebym mogła znaleźć wymówkę jak ktoś zapyta dlaczego kalendarz jest taki brudny. Stwierdziłam, że jak sobie to napiszę, to zwinnym ruchem niezgrabnej ręki otworzę kalendarz w tym miejscu, szybko info przeczytam i sobie przypomnę… nie skomentuję tego nawet).
Teraz pewnie włączę muzykę, albo jakiś odcinek serialu (to się nazywa zwariowane studenckie życie, chyba przeginam z tym trochę xd). Nie wiem co będzie z tego pisania, ale z tego co widzę, to po alprze jakoś się otwieram, mogę łatwiej wyrażać swoje myśli i mniej rzeczy mnie denerwuje. Tylko szkoda, że po pierwsze to wciąga, a po drugie to widać po osobie zażywającej, że coś jest nie tak. Jak na co dzień jestem ponurakiem i mam minę jakbym chciała komuś wpierdolić, a teraz nic mnie nie wkurza, mogę stać w kolejce pół godziny i wyjść z niczym. Tylko czas mi szybciej leci. Więc pewnie muszę z tym skończyć, to i pisanie pójdzie się jebać.
Żegnam póki co. Na razie uzewnętrzniania się żadnego nie planuję, ale mam kilka rozmów na fb po alprze właśnie, więc dowody są niestety.
Koniec owijania w bawełnę (w tym  momencie zaczęłąm oryginalnie nazywać rzeczy po imieniu).
po przerwie:
Siedzę sobie na kompie, zrobiłam wcześniej obiad. Zamówiłam ukulele na allegro- postanowiłam znaleźć sobie jakieś hobby, które odciągnęłoby mnie od złych nawyków- nie wiem czy pomoże. Swoją drogą to chyba najbardziej pojebana rzecz jaką zrobiłam, taka totalnie z dupy: 

-co dziś robiłeś?
-nic specjalnego, zamówiłem ukulele  
….

No ale nie jest chyba najgorzej, różne rzeczy ludzie robią, a zamawianie instrumentu nie jest jakimś szaleństwem :D
Wypiłam kawę, posiedziałam na fb, pogadałam z Grześkiem, jako muzyka na tło mojego posiedzenia poszedł najpierw album Tycho

(taka mój wymysł, bo bohater lubi muzykę jak ja, inaczej byśmy się nie polubili i zginęłaby przygnieciona kowadłem)
a potem John Lennon („Imagine”), rozmarzyłam się trochę, bo chyba Alpra nadal działa z rana, dodatkowo kawa podniosła mi nastrój. Myślę sobie jakie życie byłoby piękne, gdyby ludzie żyli tak, jak to opowiadał Lennon w swoim utworze. Dałoby się- bez pościgu za kasą, posadą, bez granic i wojen. 





I dochodzę do wniosku, że jakby Alpra była dostępna ogólnie, dla każdego i nie miałaby efektów ubocznych, a ja nie musiałabym się z tym chować przed rodziną oraz miałam tyle kasy, że mogłabym sobie pozwolić na stały dostęp, to bym sobie pozwoliła. Wszystko jest takie proste i mimo spiny z osobą, którą uważałam za przyjaciółkę od jakichś 3 lat (z przerwami, bo to dziewczyna, a dziewczyny zawsze mają jakieś fochy) nie czuję się źle, wcześniej zwierzyłam się koleżance ze studiów- trochę mi głupio, bo się otwarłam tylko i wyłącznie dzięki klonowi i xnxowi. No ale chuj, jest wyrozumiała, ja póki co mam alprę w zasięgu ręki, to nie powinno być niezręcznej ciszy.
Ciekawe kiedy przyjdzie mi to ukulele i ile mi zejdzie nauka gry… czy w ogóle wystarczy mi cierpliwości. Czekam też na maila od promotora mego, bo wysłałam Mu streszczenie do pracy po polsku i angielsku. Nie chcę mu zawracać głowy, mam jeszcze czas, więc się nie spieszy. Ale nie chciałabym żeby się okazało, że znowu wszystko do dupy jest. Bo mi zależy.

Mam tą alprę w znanym mi miejscu, ale póki co postaram się nie tykać. Dzisiaj rano ta połówka i lufka potem musi mi wystarczyć. Nie używałam też xanaxu nie wiadomo jak długo, więc może nie będę miała efektów po odstawieniu. Fajnie by było.
Idę sprawdzić pocztę, albo fejsa, albo poszukać jakiejś muzyki, ewentualnie dokończyć odcinek Chirurdzy….. O tym właśnie mówię- pieprzona monotonia, całe moje życie- uczelnia i dom- a w domu albo jakieś obowiązki, albo serial. Człowiek się nudzi i szuka zajęć, a że nie ma znajomych, bo jest zamknięty w sobie i wycofany to bawi się swoją psychiką, swoim wnętrzem, eksperymentuje. Z tym trzeba walczyć, dlatego czekam na moją mini gitarkę i postaram się zmienić podejście do życia po tym wszystkim co do tej pory przeżyłam i przemyślałam. Rzucić ekspercymenty z psychodelikami (nieudane z resztą), przestać palić, bo robi to ze mnie idiotkę, nie leczyć stresu i niepewności aptecznymi specjałami. Zamiast  tego nauczyć się grać i zacząć jakoś się dogadywać z ludźmi- tylko dosyć z tymi fałszywymi i nieszczerymi dla których się poświęcam, staram się, ale oni tego nie doceniają, pamięta się tylko te złe rzeczy, chamskie teksty jak mam zły humor, albo to, że jestem lamą i się nie odzywam.
*****************************************************************
To tyle na teraz, może i na zawsze, a może nie. Postaram się pisać o różnych rzeczach: muzyce, filmach, serialach (;o), o walce z samym sobą (w opowiadaniu), może jakichś książkach, filozofii, nauce.